Warning: file_get_contents(http://hydra17.nazwa.pl/linker/paczki/na-wybrzeze.bialystok.pl.txt): Failed to open stream: HTTP request failed! HTTP/1.1 404 Not Found in /home/server314801/ftp/paka.php on line 5

Warning: Undefined array key 1 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 13

Warning: Undefined array key 2 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 14

Warning: Undefined array key 3 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 15

Warning: Undefined array key 4 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 16

Warning: Undefined array key 5 in /home/server314801/ftp/paka.php on line 17
Sheila grała dobrze. Potem wypili jeszcze trochę

tym, co mam teraz, podadzą mi filet i homara.

Sheila grała dobrze. Potem wypili jeszcze trochę

Hansena i gliny przyjechały.
z nami przed dom. Hej, Jorge - krzyknęła. - Jesteśmy
było już za późno i Bryan McAllistair dowiedział się jednocześnie z nim.
Omówiliśmy to z Dane'em. Uznaliśmy, że najlepsze,
- Nigdy w życiu! Uwierz mi. Mężczyzna zawsze
Wiedziała, że to prawda.
- Pozwól mi więc robić to razem z tobą.
- Oskarżenia? O nic pana nie oskarżam. Pytałam
- Myślę - powiedziała - że po śmierci Joego
i przyjacielskiego. Normalny facet, z rodzaju
- Kiedy to będzie szukanie igły w stogu siana. - Bobby odchrząknął. -
58
jak podziurawiony kulami Izzy wpada do wody.
dnia wszystkie szuflady i półki. Delikatność nie

szczodrego prezentu dla Paulików. Czyżby popisywał się przed nią? Jednak Beck nie wiedział przecież, że Sayre będzie w szpitalu w chwili, gdy Alicia Paulik otworzy kopertę. Nie mógł również zaplanować, że to właśnie kartka od niego będzie pierwszą, którą przeczyta. Zdecydowała się zaryzykować i zaufać Beckowi. - Zamierzam powiedzieć ci coś, o czym nie wie nikt inny. - Pamiętaj, że jestem prawnikiem Chrisa, Sayre. Zastanów się dwa razy, zanim mi zaufasz. Świadoma ryzyka, które podejmowała, rzekła: - Danny był zaręczony i zamierzał się ożenić. Beck był kompletnie zaskoczony. - Zaręczony? Z kim? - Nie mogę zdradzić jej nazwiska. - Jak... skąd o tym... - Spotkałam ją przypadkiem na cmentarzu. Przyszła na grób Danny'ego i sama się przedstawiła. Beck rozluźnił się nieco. - Jakaś kobieta podchodzi do ciebie, siostry Danny'ego, którą nietrudno rozpoznać, przedstawia się jako narzeczona tragicznie zmarłego, a ty jej wierzysz na słowo? Może to jakaś łowczyni pieniędzy, która... - Nie jestem aż tak naiwna, Beck. Znam się nieco na ludziach. Ona nie jest łowczynią posagu. Kochała Danny'ego całym sercem, a on odwzajemniał to uczucie. Pokazała mi swój pierścionek zaręczynowy z diamentem. - Mógł pochodzić na przykład od ostatniego faceta, którego szantażowała. - Gdyby była szantażystką, pragnącą wymusić pieniądze od rodziny, już dawno skontaktowałaby się z Huffem, prawda? Tymczasem ani on, ani Chris nie wiedzieli nic o zaręczynach nawet za życia Danny'ego. Teraz ona tym bardziej nie chce, żeby się dowiedzieli. - Dlaczego? - Ponieważ natychmiast dojdą do tego samego niesłusznego wniosku, co ty. Uznają, że czegoś od nich chce. Miał na tyle przyzwoitości, żeby zrobić przepraszającą minę. - Powiedziała, że uczynią z ich pięknej miłości coś potwornego i wynaturzonego. - Może właśnie z tego chciał ci się zwierzyć Danny, kiedy do ciebie zadzwonił. - Moje sumienie z radością rzuciłoby się na to wyjaśnienie. Zresztą, może tak było. Jestem przekonana, że byli bardzo zakochani i oddani sobie duszą i ciałem. Danny zamierzał ją poślubić, planował wspólną przyszłość, dlatego z całą pewnością nie odebrał sobie życia. - Może chciał zerwać... - Nie. Spytałam ją o to na tyle delikatnie, na ile potrafiłam. Zaprzeczyła stanowczo. Nie było o tym mowy. Z drugiej strony powiedziała mi, że przechodził... - zawahała się przed użyciem słowa „duchowy", w obawie, że będzie to oczywista wskazówka, iż narzeczona jej brata należy do tej samej grupy kościelnej, co on. - Przechodził kryzys, którego natury nie chciał wyjawić nawet jej. - Chodzi o sumienie? - Tak. Nazwała to konfliktem wewnętrznym, problemem emocjonalnym, który Danny musiał rozwiązać, zanim miał całkowicie poświęcić jej swój czas. - To mogło być cokolwiek, Sayre. Dług hazardowy, zły nawyk, który zawsze trzymał w sekrecie. Ciężarna dziewczyna w innym mieście. - Albo wiedza o czymś, co nie dawało mu żyć. - Najwyraźniej już to sobie przemyślałaś i wiesz zapewne, co to było.

Pomyślał, że jeśli Tammy nie śpi, podrzuci jej dziecko z powrotem. A nawet jeżeli już zasnęła, to przecież może się obudzić, prawda?
- Ale dlaczego ja?
- Jesteś piękna. Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką znam. Jesteś cudowna. Byłbym najgorszym draniem, gdybym wciągnął cię w to bagno.
czuć się taką, jaką mnie widzisz czy chciałbyś widzieć. To właśnie jest dla mnie ważne.
Mały Książę nie zdziwił się, kiedy Bankier nawet nie podniósł głowy na powitanie. Zauważył i tym razem, że
naszą powinność wobec Danny'ego. Dom był pełen ludzi, co wcale nie zaskoczyło Becka. Każdy, kogo cokolwiek łączyło z Hoyle'ami, przybył tu dziś, aby oddać cześć zmarłemu. Pojawili się wszyscy dyrektorzy i kierownicy fabryki, wraz z małżonkami. Robotników przybyło tylko kilku. Byli to ludzie, którzy pracowali u Huffa niemal od samego początku. Stali z dala od wszystkich, w krawatach i koszulach z krótkimi rękawami, wyraźnie spięci faktem, że przebywają w domu Huffa Hoyle'a. Niezgrabnie trzymali talerze z jedzeniem, starając się nie upuścić niczego na podłogę. Przybyli też klakierzy, zawsze chętni do przyklaskiwania Hoyle'om, ponieważ od tego zależały ich przychody. Miejscowi politycy, bankierzy, nauczyciele, detaliści i lekarze - wszyscy czerpali zysk ze szczodrości Huffa. Gdyby któryś z nich zadarł z potentatem, w okamgnieniu wypadłby z interesów. Było to niepisane prawo i wszyscy w miasteczku o tym wiedzieli. Każdy z gości wpisał się do księgi pamiątkowej, żeby Huff wiedział o ich przybyciu, nawet jeśli nie zamieni z nimi ani słowa na przyjęciu. Najmniej liczną grupę stanowili ludzie, którzy przybyli tu dla Danny'ego. Na tle tłumu wyróżniali się tym, że ich twarze wyrażały szczery smutek. Przez większą część stypy stali stłoczeni w jednym kącie, rozmawiając przygaszonymi głosami. Nie mieli zbyt wiele do powiedzenia gospodarzom, z obojętności lub z onieśmielenia. Opuścili przyjęcie, gdy tylko pozwoliła im na to przyzwoitość. Beck wmieszał się w tłum, przyjmując po drodze kondolencje, jako bona fide członek rodziny. Sayre również spacerowała po domu, rozmawiając wyłącznie z gośćmi. Unikała Becka, Chrisa i Huffa, ignorując ich tak, jakby ich tu w ogóle nie było. Beck zauważył, że ludzie trzymali się od niej na dystans, dopóki sama do nich nie podeszła. Byli to prości mieszkańcy małego miasteczka. Sayre w niczym ich nie przypominała. Chociaż zachowywała się bardzo otwarcie, onieśmielała gości swoją klasą i elegancją. Beckowi udało się napotkać jej spojrzenie tylko raz. Szła wtedy przez główny hol domu, obejmując wypłakującą się na jej piersi Selmę. Spostrzegła, że się jej przygląda i spojrzała nań, jakby był powietrzem. Minęły dwie godziny, zanim tłum zaczął się przerzedzać. Beck dołączył do Chrisa, który buszował przy bufecie. - Gdzie jest Huff? - Pali papierosa w bibliotece. Dobra szynka. Próbowałeś? - Jeszcze nie. Z Huffem wszystko w porządku? - Sądzę, że jest po prostu zmęczony. Ostatnie dni nie należały do najlżejszych. - A jak ty się czujesz? Chris wzruszył ramionami. - Różniliśmy się z Dannym, sam wiesz najlepiej, ale mimo to był moim bratem. - Sprawdzę, co z Huffem. Zostawię cię w roli gospodarza. - Wielkie dzięki - wymruczał Chris. - Nie może być aż tak źle. Widzę Lilę Robson. - Chris szczycił się niepomiernie swoim najnowszym podbojem, potwierdzając jedynie to, co Beck od dawna podejrzewał - że mąż Lili był idiotą. - Wygląda na smutną. Przydałoby się jej nieco towarzystwa. - Nie jest smutna. Po prostu się dąsa. - Z jakiego powodu? - Uważa, że jestem z nią wyłącznie dla seksu. - Dlaczego miałaby tak myśleć? - spytał Beck sarkastycznie.
- Bycie ptakiem jest dla ptaka z pewnością czymś zwykłym, ale dla mnie jest czymś niezwykłym - powiedział
- A może po prostu wyjdź i zostaw mnie w spokoju?
- Nie - niezmiennie ponuro odpowiadał Pijak.
Zakręciło się jej w głowie, bynajmniej nie od wysokości.

- Jakiego Henry'ego?
Mark popatrzył na nią ze zdumieniem. Naprawdę my¬ślała, że leciał przez pół świata specjalnie po to, żeby do¬glądała drzew w jego księstwie? Że właśnie w tym celu błą¬kał się po australijskim buszu w galowym stroju?
Tammy drgnęła, lecz nie odwróciła wzroku.
Tammy nie zastanawiała się nad swoim wyglądem. Cały wysiłek wkładała w to, by się nie rozpłakać. Musiała pa¬nować nad emocjami dla dobra Henry'ego. I dla dobra Mar¬ka. O swoim dobru myśleć nie mogła. Sobie właśnie łamała serce.

©2019 na-wybrzeze.bialystok.pl - Split Template by One Page Love